wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 39

- Proszę mi wybaczyć na minutkę - powiedziałam, szybkim krokiem kierując się w stronę drzwi - Wracam za dziesięć minut.
Wyszłam z sali konferencyjnej, mijając po drodze zdezorientowaną Kimberly i weszłam do łazienki. Uklęknęłam, nachylając się nad muszlą i zwymiotowałam. Czułam się naprawdę źle. Kiedy zwróciłam już wszystko, wstałam i kilkukrotnie opłukałam usta wodę, po czym władowałam do buzi trzy gumy do żucia. Opuściłam łazienkę i ruszyłam z powrotem na spotkanie biznesowe. 
- Wszystko w porządku? - zapytałam moja asystentka, kiedy tylko wyszłam w łazienki.
- Tak, to zwykła niestrawność. Musiałam zjeść coś nieświeżego.
- Jest pani pewna? To już drugi raz dzisiaj. Może umówić panią na wizytę z lekarzem?
- Nie ma takiej potrzeby, Kimberly - odparłam szybko - wracaj do pracy i zajmij się swoimi obowiązkami.
Ominęłam ją zdenerwowana i wróciłam na konferencję. Przeczesałam nerwowo włosy dłonią i zwróciłam się do wszystkich obecnych.
- Bardzo przepraszam za moje nagłe wyjście. Możemy już kontynuować.

Godzinę później spotkanie dobiegło końca, wszyscy wyszli, a ja wreszcie mogła wrócić do swojego biura i chwilę odpocząć. Gdy tylko weszłam do gabinetu, rozłożyłam sie na małej, dwuosobowej sofie stojącej w rogu pomieszczenia. Szybkim ruchem ściągnęłam szpilki z moich stóp. Nie wiem dlaczego, ale moje plecy bolały, a stopy były nadzwyczaj opuchnięte. Spojrzałam na zegarek - jedenasta trzydzieści, co oznaczało, że zostało mi trzydzieści minut do przerwy na lunch, na który wychodzę z Megan. Pozwalając sobie na chwilę relaksu, położyłam się na boku i przymknęłam oczy. Potrzebowałam chociaż kilku minut odprężenia. 
Leżałam tak przez chwilę, dopółki nie usłyszałam pukania do drzwi. Zerwałam się na równe nogi i szybko usiadłam przy swoim biurku, starając się wyglądać na zajętą.
- Proszę! - krzyknęłam przekładając na pokaz sterty papierów.
- Pan Styles chciałby sie z panią widzieć, może wyjść? - zapytała Kimberly. wychylając swoją głowę zza drzwi.
- Jasne, wpuść go.
Nie minęła chwila, a w pomieszczeniu pojawił się Harry, zamykając za sobą drzwi. Podszedł do mnie, obejmując mnie w pasie i chciał mnie pocałować, jednak ja odwróciłam głowę, więc jego usta musnęły mój policzek.
- Hej, kochanie - powiedział, odsuwając się, aby dać mi trochę przestrzeni osobistej.
- Hej. Jak tak twój powrót do pracy? Noga cię nie boli?
- Nie, jest naprawdę w porządku. Miałem już dość siedzenia w domu.
- Cóż, cieszę się - uśmiechnęłam się w jego stronę, a on odwzajemnił uśmiech.
Harry skierował się w stronę kanapy, po czym na niej usiadł i poklepał swoje kolana, pokazując, abym na nich usiadła, co z chęcią zrobiłam. Wtuliłam się w niego, przymykając oczy.
- Więc dlaczego nie dałaś mi się pocałować? - zapytał po chwili.
- Wymiotowałam i uważam, że w tej sytuacji pocałunek jest dość higieniczny. Nawet jeśli umyłam zęby i zjadłam pół paczki gum do żucia.
- Oh rozumiem. Coś ci jest? - wyraźnie się zmartwił.
- Nie, wydaje mi sie, że na śniadanie musiałam zjeść coś nieświeżego.
- Dziwne, przecież jedliśmy to samo, a nie mam takich problemów.
- No, dziwne - powiedziałam, ziewając przy tym.
- Ktoś tu jest zmęczony - zauważył chłopak, pozwalając mi na wygodniejsze ułożenie się w jego ramionach.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Tak bardzo chce mi się spać, a na dodatek fatalnie się czuję. Jestem taka obolała. Nie mogę ustać na nogach.
- Może wrócisz do domu? Albo zadzwonię po lekarza?
- Naprawdę nie ma takiej potrzeby. Zażyłam tabletki, więc powinnam poczuć się lepiej.
- Skoro tak uważasz - mruknął niezadowolony, całując mnie w skroń - Może zostaniemy na podczas przerwy na lunch? Poproszę Kimberly, żeby załatwiła nam coś do jedzenia.
- Właściwie jestem już umówiona z Meg - powiedziałam, zerkając na zegarek - O matko! I jestem już spóźniona! Muszę lecieć. Pa kochanie.
Szybko założyłam buty, narzuciła na siebie płaszcz, przelotnie cmoknęłam Harry'ego w policzek i wyszłam z biura, zostawiając tam chłopaka. Zjechałam windą na dół, po czym opuściłam budynek i szybko wsiadłam do samochodu, kierując się do knajpki, w której umówiłam się z Megan. Na miejsce dotarłam spóźniona o dziesięć minut. Przyjaciółka już na mnie czekała,, a gdy mnie zobaczyła, pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Proszę, proszę - zaśmiała się, przyciągając mnie do uścisku - Wielka pani prezes raczyła się zjawić.
- Ej, nie marudź. Coś mnie zatrzymało. Poza tym spóźniłam się tylko dziesięć minut.
- Tak tak, pewni zatrzymał cię jakiś seksowny, młody stażysta. Nie martw się, nie powiem Harry'emu - puściła mi oczko, na co ja się zaśmiałam.
- Jesteś niemożliwa.
- Komplementy zostaw na później. Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu.
Sięgnęłyśmy po menu. Obydwie zamówiłyśmy herbatę. Meg zdecydowała się na sałatkę, natomiast ja wybrałam kurczaka z frytkami, a na deser kawałek tortu czekoladowego. Dziewczyna patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem, kiedy składałam zamówienie, ale co poradzę na to, że byłam okropnie głodna. Kelner przyniósł nasze zamówienie piętnaście minut później. Jadłyśmy, plotkując, żartując i rozmawiając. Spędzanie czasu z Megan zawsze przynosi mi dużo przyjemności. 
Kiedy skończyłyśmy jedzenie, siedziałyśmy przy stoliku, pijąc herbatę. Nagle poczułam, że znów muszę zwymiotować. Podbiegłam do kelnera, pytając go, gdzie jest łazienka, po czym weszłam do pierwszej wolnej kabiny i po raz kolejny tego dnia zwróciłam całe swoje jedzenie. Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym powoli stanęłam na nogach, po czym podeszłam do umywalki, wyciągnęłam z torebki szczoteczkę, którą noszę przy sobie od rana i wyszczotkowałam zęby, po czym tradycyjnie zaczęłam żuć gumę. Wróciłam do stolika, gdzie czekała na mnie zaniepokojona Megan.
- Co się dzieję? - zapytała
- Dokucza mi niestrawność.
- Jesteś pewna, że to niestrawność? No wiesz, wymioty, wzmożony apetyt, a może jesteś w ciąży - powiedziała, na co ja o mały włos nie zadławiłam się gumą. 
- Ty wykluczone - odparłam szybko - Zażywam tabletki antykoncepcyjne.
- Cóż, one nie są skuteczne w 100%.
- Jeszcze raz ci mówię, że to niemożliwe - zaczęłam się denerwować - Nie ma żadnej pieprzonej możliwości, że by była w ciąży.
- Jak chcesz. Koniec tematu. Ale lepiej żebyś to sprawdziła. 
- Nie będę niczego sprawdzała - powiedziałam, wstając - Muszę już iść, tu są pieniądze za moje zamówienie.
- No jasne! Uciekaj od problemów! - krzyknęła jeszcze, kiedy już opuszczałam restauracje.
Zdecydowanie musiałam ochłonąć.

Przez resztę dnia nie mogłam się na niczym skupić. Nie ważne jak bardzo się starałam, nie dałam rady skoncentrować się na pracy. Moją głowę zaprzątały słowa Megan. "Może jesteś w ciąży". Kilka razy przyłapałam się na patrzeniu na swój brzuch, ale nie wydawał sie być większy, przynajmniej tak mi się zdawało. Mimo to wciąż byłam roztargniona. Wszystko wypadało mi z rąk, a w moim mózgu ciągle rozważałam , czy to w ogóle możliwe, abym była w ciąży. Wmawiałam sobie, że nie ma takich opcji, jednak mimo to, wciąż czułam odrobinę niepewności. W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam sprawdzić w internecie objawy ciąży. Wystukałam wyszukiwane hasło na klawiaturze, a gdy tylko wyszukiwarka pokazała mi wyniki, kliknęłam w jeden z linków i zaczęłam czytać.
"Objawy pojawiające się we wczesnym okresie ciąży:
- zatrzymanie miesiączki
- wymioty
- zmiany w piersiach
- nadwrażliwość i huśtawka emocjonalna
- złe samopoczucie"
- Cholera - wymamrotałam sama do siebie - To nie może być prawda. Nie. Nie. Nie.
Ze stresu zaczęłam przeglądać inne fora internetowe, jednak na wszystkich objawy było takie same. Próbowałam się uspokoić, wmawiając sobie, że przecież to nie jest jeszcze pewne, ale w gdzieś tam w środku przeczuwałam, że to może być prawda. Musiałam to sprawdzić. 
Spakowałam swoje rzeczy do torbę, po czym pożegnałam się z pracownikami i wyszłam z budynku. Od razu pojechałam do apteki po testy ciążowe. Na wszelki wypadek kupiłam ich cztery, każdy z innej firmy, aby mieć pewność, że nie zajdzie żadna pomyłka. 
Kiedy dotarłam do domu była już dziewiętnasta. Harry siedział w salonie, oglądając telewizję. Wyminęłam go, dyskretnie kierując się do łazienki. Zrobiłam pierwszy test - pozytywny. Drugie - pozytywny. Trzeci - pozytywny. Czwarty - pozytywny.
Cholera. Jestem w pieprzonej ciąży. 
Kilka pojedynczych łez spłynęło po moich policzkach, ale natychmiastowo je starłam. 
Boże, przecież ja nie nadaję się na matkę. Nie dam sobie rady. To za dużo.
Doprowadziłam się do porządku, tak aby Harry niczego po mnie nie zauważył. Testy wyrzuciłam do kosza, po czym opuściłam łazienkę. Skierowałam się prosto do sypialni. Krzyknęłam do bruneta, że idę spać, na co on życzył mi dobrej nocy. Szybko przebrałam się w piżamę i weszłam pod kołdrę. Postanowiłam się położyć. Musiałam przespać się z tym problemem. 

W nocy obudził mnie płacz dziecka. Zdezorientowana przetarłam oczy i rozglądnęłam się dookoła. Harry spał po mojej prawej stronie, cicho pochrapując. A ja ciągle słyszałam ten płacz. Wstałam w łóżka i skierowałam się do przedpokoju, żeby zobaczy, skąd pochodzą te dźwięki. Uchyliłam drzwi sąsiedniego pokoju, skąd dochodził płacz. Wszędzie było pełno dziecięcych zabawek, a w rogu stało łóżeczko. Podeszłam do niego, a w środku znajdowało się niemowlę. Dziecko było czerwone od płaczu i ciągle krzyczało. Wzięłam malucha na ręce i zaczęłam go kołysać uspokajająco, jednak to nie dawało efektu. Od tego ciągłego płaczu bolała mnie głowa, a w uszach mi dudniło. Ono po prostu nie chciało przestać płakać. Nie wiedziałam, jak temu zaradzić. Zaczęłam wołać Harry'ego, ale oni nie przychodził. Krzyknął tylko, że dzisiaj moja kolej na opiekę na dzieckiem. Trzymając je w objęciach osunęłam się w na podłogę i sama zaczęłam płakać. Nie dawałam sobie rady, miałam dość.

Obudziłam się cała zlana potem. Szybko pobiegłam do pokoju obok, ale stał po prostu pusty, jak zawsze. Czyli to był tylko sen. Na szczęście. Ale wreszcie zrozumiałam co musiałam to zrobić. Nie dam sobie rady z dzieckiem. Muszę usunąć ciąże.

________________________________________________
Oto rozdział 39. W końcu po ostatnich beznadziejnych rozdziałach udało mi się napisać taki, z którego jestem zadowolona. Mam nadzieję, że wam też się spodoba.
Dochodzimy właśnie do głównego wydarzenia tego ff. Akcja będzie się rozkręcała i mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. 
Sama jestem w szoku, że dodaję rozdział, a nie minęły nawet dwa tygodnie. Brawa dla mnie. Oby wam się spodobał i liczę na wasze opinie.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 38

Obydwoje z Harrym leżeliśmy na łóżku, związani plątaniną rąk i nóg, próbując unormować oddech. Jego ręką obejmowała mnie w tali, a ja rysowałam palcem wzorki na jego nagiej klatce piersiowej.
- Mówiłem, że moja noga jest już sprawna.
- Nie wydaje mi się, że to noga była ci potrzebna do seksu.
- Cóż, cokolwiek, ważne, że było niesamowicie - pocałował mnie w czubek głowy, na co ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Wzięłaś tabletkę rano. prawda?
- Tak, biorę je codziennie. Uwierz, nie marzy mi się rozdarty dzieciak biegający po domu.
- Ja tam nie mam nic przeciwko dzieciom, zwłaszcza naszym - powiedział, a moje ciało zesztywniało.
- Nie wydaję mi się, żeby to kiedykolwiek nastąpiło - powiedziałam cicho.
- Nie chcesz mieć dzieci?
- To nie tak. Po prostu nie uważam, że byłabym dobrą matką.
- Nie przesadzaj, na pewno nie byłoby tak źle.
- Możemy o tym nie rozmawiać? Błagam.
- Jak chcesz. Ale wiesz, mamy już po dwadzieścia cztery lata, niedługo będziemy sie musieli nad tym zastanowić.
- Wiem - odparłam - I ej! Mam dwadzieścia trzy lata, nie postarzaj mnie! - udawałam oburzoną.
- Przypominam, że masz urodziny za miesiąc.
- A to znaczy, że jeszcze przez miesiąc mam dwadzieścia trzy lata, a ty nie masz prawa mnie postarzać.
- Jak tam chcesz.
Leżeliśmy tak jeszcze chwilę, nic nie mówiąc. Było już po północy, więc byłam zmęczona. Jeszcze mocniej wtuliłam się w Harry'ego i zamknęłam oczy. Poczułam jeszcze jak chłopak całuje mnie w czoło i zasnęłam.

Rano zostałam obudzona przez Harry'ego, który przyniósł mi śniadanie do łóżka. Położył mi tace na kolanach i nachylił się, żeby złożyć pocałunek na moich ustach.
- Szczęśliwych walentynek, skarbie, kocham cię - powiedział, wręczając mi prezent.
Szybko otworzyłam pudełko, w którym znajdował się polaroid.
- Pomyślałem, że mamy razem za mało zdjęć, mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Jest świetny, dziękuję. Teraz każda ściana w tym domu będzie obwieszona zdjęciami.
- Mogłem bardziej przemyśleć ten prezent - zaśmiał się, na co ja rzuciłam w niego poduszką.
Ostrożnie, aby nie przewrócić tacy, wyjęłam z szafki prezent dla mojego chłopaka. Wyciągnęłam pudełko i podałam Harry'emu.
- Twoja kolej, otwieraj.
Brunet powoli podniósł pokrywkę, a gdy tylko zobaczył prezent, popatrzył na mnie wielkimi oczami.
- Rolex? Żartujesz sobie?
- Nie, dlaczego? Nie podoba ci się?
- Nie oto chodzi. Jest świetny, ale musiał kosztować majątek.
- No i co?  Przecież wiesz, że ... - zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Że cię na to stać - dokończył za mnie.
- Wciąż nie rozumiem. Mogę kupić ci coś innego, jeśli nie chcesz tego zegarka - powiedziałam zmieszana.
- To jest właśnie to! Twoje pieniądze mnie przytłaczają. Czuję się jak idiota, kiedy ty kupujesz mi te wszystkie drogie prezenty, a ja nie mogę kupić ci niczego fajnego. To chłopak powinien rozpieszczać swoją dziewczynę, a nie na odwrót.
- Nie.
- Co 'nie'?
- Uważam, że nie masz racji. Przecież rozpieszczasz mnie cały czas.
- Jak? - zapytał zdziwiony - Przecież nie kupuję ci wielu prezentów.
- Ale to nie znaczy, że mnie nie rozpieszczasz. Ja kupuję ci prezenty, bo nie jestem najlepsza w okazywaniu emocji, a chcę, żebyś czuł, że mi na tobie zależy. Za to ty ciągle o mnie dbasz. Przytulasz mnie, całujesz, zabierasz mnie na randki. Wszystkie te małe rzeczy sprawiają, że czuję się przez ciebie kochana i chyba o to chodzi, prawda?
- No chyba masz rację - przyznał - W takim razie chodź tu do mnie - rozłożył ramiona, a ja odłożyłam tacę z jedzeniem na bok, żeby się do niego przytulić.

***
- Harry! Widziałeś moje czarne botki? - krzyknęłam przewalając wszystko w poszukiwaniu butów.
- Chodzi ci o te krótkie kozaki?
- Tak, właśnie o nie.
- Leża rzucone w kącie w przedpokoju - oznajmił, wskazując na leżące w rogu buty - Jesteś gotowa?
- Tak, możemy już jechać. Dzwoniłeś do Grety? - zapytałam, obwiązując się szalikiem.
- Tak, spakowała Suzy wszystkie rzeczy. Mała jest już gotowa. Ale musimy ją odstawić do ośrodka jutro przed trzecią, ma przyjechać jakaś rodzina, która chcę ją adoptować.
- Wygląda na to, że wreszcie dostanie to, na co zasługuje - szczęśliwą rodzinę - uśmiechnęłam się na myśl o Suzy, która ma spędzić u nas noc.

Po godzinie jazdy dotarliśmy do domu dziecka, gdzie przed wejściem czekała na nas Greta z Suzy, która trzymała w ręce różowy plecak, który był dwa razy większy od niej. Harry chwycił mnie za rękę i podeszliśmy do dziewczynki, która od razu wpadła w ramiona mojego chłopaka.
- Harry! - pisnęła z radości, niewyraźnie wymawiając jego imię.
Brunet podniósł ją i okręcił ich wokół własnej osi. Ta dwójka razem to zdecydowanie jedna z najsłodszych rzeczy, jakie miałam okazję widzieć.
- Ej, bo robię się zazdrosna. Nie zapominaj, że to mój chłopak, księżniczko - zaśmiałam się, na co ona wyswobodziła się z jego uścisku i przylgnęła do mnie.
- Tęskniła za tobą, Emma - powiedziała mała, wtulając się we mnie.
- Ja za tobą też, mała.
Wzięłam ją na ręce, a Harry zabrał jej plecak, po czym pożegnaliśmy Gretę, ustalając z nią wszytsko i odjechaliśmy.
- Kto ma ochotę na McDonalds? - zapytał Harry.
- Ja! - krzyknęła mała - Pojedziemy? Proszę, proszę, proszę.
- Jasne.
Po piętnastu minutach dotarliśmy do lokalu. Zamówiliśmy trzy happy meal'e, żeby Suzy mogła dostać nasze zabawki. Dziewczynka wpychała do buzi po trzy frytki. Jadła tak szybko, że baliśmy się, że się zadławi.
- Ej spokojnie, kochanie, to nie tak, że ktoś ci to zje - zaśmiał się Harry.
- Ale Harry - dziewczynka wskazała na mnie, kiedy podkradałam jej frytkę.
- Naprawdę Emma? Zabierasz jedzenie małemu, bezbronnemu dziecku?
- No co? Chyba nie sądziłeś, że najem się malutkim zestawem dziecięcym.
- Może po prostu coś ci jeszcze zamówię? - zaproponował.
- Mógłbyś? Chcę duże frytki, cheeseburgera i ciastko, albo nie, dwa ciastka.
Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, na co ja wzruszyłam tylko ramionami, więc on poszedł po moje jedzenie.

- Emma - Suzy zwróciła się do mnie, kiedy oglądaliśmy wszyscy "Krainę lodu" w salonie - Mogę dzisiaj spać z tobą? 
- Jasne, Harry może spać na kanapie, a ty położysz się ze mną.
- Ale ja chcę, żeby Harry też z nami spał.
- W takim razie będziemy spali we trójkę - oznajmiłam, na co ona klasnęła w dłonie.

- Umyłaś zęby? - zapytałam, kiedy Suzy leżała już w łóżku.
- Tak.
- Wysikałaś się przed snem?
- Tak - mała znowu pokiwała głową.
- A masz .. - już miałam zadać kolejne pytanie, ale Harry oczywiście musiał mi przerwać.
- Daj jej spokój i chodź się z nami połóż.
Położyłam się na swojej stronie łóżka, uważając, żeby nie zgnieść przy tym Suzy. Dziewczynka przysunęła się blisko mnie i oparła główkę o moje ramię.
- Wiesz co powiedziała mi pani Greta? - zapytała, a jej oczy już zamykały się ze zmęczenia.
- Co?
- Powiedziała, że przyjedzie do mnie rodzina, która będzie chciała, żebym z nimi mieszkała.

- To chyba fajnie, prawda?
- Nie - powiedziała cicho - Ja się nie cieszę.

- Dlaczego?
- Bo nie chcę mieszkać z jakimiś dziwnymi ludźmi.
- Na pewno będą super. Od razu ich polubisz.
- Ale ja bym chciała, żebyście wy byli moimi rodzicami - powiedziała, ziewając i zamknęła oczy, zasypiając.

_____________________________________________
Jest i rozdział 38. Kolejny rozdział tak właściwie o niczym. Mimo to mam nadzieję, że wam się spodoba, Liczę na waszą opinie w komentarzach, których jest niestety coraz mniej. 
Zabierałam się za ten rozdział strasznie długo. Ostatnio coraz gorzej mi się pisze i mam coraz mniej weny. Dlatego postanowiłam trochę zmienić moje plany, co do tego ff i skończę go wcześniej, niż podejrzewałam. Główna akcja będzie odbywać się w kolejnych rozdziałach i myślę, że opowiadanie skończy się w granicach 45 - 50 rozdziału. Przepraszam, że ciągle zawodzę, ale nie chcę, żeby rozdziały traciły na jakości.

Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział chociaż trochę się wam spodobał i naprawdę liczę na komentarze. Wasze opinie są dla mnie bardzo bardzo ważne.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 37

- Jesteś pewny, że dasz radę dojść do samochodu o kulach? - zapytałam Harry'ego, kiedy opuszczaliśmy szpitalną salę.
- Dam radę, kochanie - powiedział uspokajająco.
- Na pewno? Zawsze mogę poprosić lekarza o wózek.
- Emma, uspokój się. Nie mam pięciu lat, poradzę sobie.
Chwyciłam torbę z rzeczami chłopaka i skierowaliśmy się w stronę winy. Harry kuśtykał na jednej nodze, podpierając się kulami, a ja szłam za nim, modląc się w duchu, aby się nie przewrócił. Dotarliśmy do windy i zjechaliśmy na parter szpitala, po czym wyszliśmy z budynku.
- Zaparkowałam blisko, żebyś nie musiał daleko iść - powiedziałam, kierując się w stronę pojazdu.
- Nigdzie nie widzę twojego auta.
- Tutaj stoi - wskazałam na niedawno kupiony, czarny samochód.
- Kupiłaś pieprzonego range rovera? - zapytał, nie dowierzając.
- Na to wygląda - wzruszyłam ramionami.
- Liczę na to, że jak moja noga będzie sprawna, dasz mi się przejechać.
- Właściwie - wyciągnęłam rękę z kluczykami w jego stronę - To twój wóz. Mój jest biały i zostawiłam go pod mieszkaniem.
- Żartujesz sobie? Kupiłaś dwa range rovery?
- Tak wyszło.
- Musiałaś wydać na to majątek.
- Obydwoje wiemy, że to nie jest dla mnie wielki wydatek.
- Więc ten samochód jest mój?
- Tak - odparłam - To taki spóźniony prezent urodzinowy.
- Wystarczyłaby mi para skarpet, ale cóż, to też mogę przyjąć.
- Następnym razem odstaniesz skarpety. A teraz wsiadaj do środka, wracamy do domu. Twoja mama zatrzymała się u nas i czeka z obiadem.

Po dwudziestu minutach jazdy, podczas której Harry nie przestawał zachwycać się swoim nowym nabytkiem, dotarliśmy do domu. Cały czas asekurując chłopaka, udało nam sie wejść do środka.
- Anne, jesteśmy - zawołałam.
Kobieta jak na zawołanie pojawiła się w przedpokoju, ściskając mocno chłopaka.
- Synku, cieszę się, że wszystko z tobą dobrze.
- Ja też się cieszę, mamo. Ale mogłabyś mnie puścić? Wciąż jestem obolały.
- Oh, racja, zapomniałam - odsunęła sie od niego - Chodźcie na obiad, bo wystygnie.
Pomogłam Harry'emu zdjąć płaszcz i buty, po czym zaprowadziłam go na kanapę i podłożyłam poduszki pod jego bolącą nogą.
- Przyniosę ci tu obiad, dobrze?
- Nie jestem głodny, kochanie. Spróbuję się przespać, bo jestem strasznie zmęczony
Zostawiłam go w salonie, uprzednio całując go policzek i skierowałam się do kuchni, gdzie krzątała się Anne.
- Co z nim? - zapytała, podsuwając mi jedzenie przed nos.
- Lekarz mówił, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Kość powoli się zrasta i po trzech tygodniach będzie mógł zaczynać chodzić bez kul. Ale jego organizm jest dość osłabiony i musi dużo odpoczywać.
- Jest silny, wyjdzie z tego, w końcu to mój synek.
- Na pewno sobie poradzi.
- Chciałabym z wami jeszcze zostać i pomóc ci w opiece nad Harry'm, ale muszę wracać do Holmes Chapel. Kończy mi się wolne no i Robin za mną tęskni.
- Nie przejmuj się tym. Jakoś damy sobie radę we dwójkę. I tak już dużo nam pomogłaś.
- Tylko nie rozczulaj sie nad nim zbytnio, bo on to wykorzysta - zaśmiała się, kończąc myć naczynia.
- Tym akurat nie musisz się przejmować, nie będę spełniać jego zachcianek.
- Wiesz, Emma, dobra z ciebie dziewczyna. Cieszę się, że Harry cię ma.
- A ja się cieszę, że mam jego - odparłam, uśmiechając się na jej słowa.

***
- Emma! - Usłyszałam po raz setny wołanie Harry'ego.
- Już idę!
Wbiegłam na górę po schodach do sypialni, gdzie leżał mój chłopak.
- Tak, kochanie?
- Mogłabyś mi przynieść wody? Strasznie zaschło mi w gardle - powiedział, odrywając się od czytania gazety.
Wyszłam z pokoju i za chwilę wróciłam z czymś dla Harry'ego.
- Proszę.
- To nie jest woda.
- Punkt za spostrzegawczość. To twoje kule.
- I po co je przyniosłaś?
- Żebyś ich użył i poszedł po wodę, bo ja nie mam zamiaru być na każde twoje zawołanie.
- Nie musisz się denerwować.
- Jak mam się nie denerwować? Miałam wyjść do pracy czterdzieści minut temu, ale nie mogę, bo ciągle spełniam twoje zachcianki. Minęły już dwa tygodnie, weź się w garść i zacznij powoli przyzwyczajać się normalnego trybu życia.
- Kochanie..
- Idę do pracy, wrócę po osiemnastej.
Trzasnęłam drzwiami, ubrałam się i wyszłam z mieszkania.

***
Chwyciłam moją torebkę, pakując do niej wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i opuściłam moje biuro. To zdecydowanie nie był mój dzień. Nie dość, że pokłóciłam sie z Harry'm, to jeszcze miałam okropnie ciężki dzień w pracy. Nie miałam nawet czasu na wypicie kawy. Moje nogi niemiłosierni bolały przez całodzienne noszenie niebotycznie wysokich szpilek.
Gdy tylko dotarłam do auta, natychmiastowo ruszyłam w stronę domu. Jedyne o czym marzyłam, to długa kąpiel i ciepłe łóżko.
Przyjechałam do mieszkania o dziewiętnastej. Od progu poczułam zapach jakiejś smacznej potrawy. Rzuciłam płaszcz i buty w kąt i ruszyłam wgłąb mieszkania. Nasz salon wyglądał aktualnie jak wnętrze restauracji. Sofy zostały rozsunięte na bok, a na środku stał stolik pokryty białym obrusem i dwa krzesła. Wszędzie pozapalane były świece. To wyglądało niesamowicie. 
- Zjesz ze mną kolację, kochanie? - obok mnie pojawił się Harry ubrany w czarne spodnie i koszulę.
- Z przyjemnością - odparłam i delikatnie cmoknęłam jego usta - Więc przygotowałeś to wszystko dla mnie.
- Muszę cię trochę porozpieszczać, księżniczko. Zasługujesz na to.
Na te słowa poczułam, jakby stado motyli było w moim brzuchu i automatycznie zrobiło mi się ciepło na sercu. 
Harry odsunął dla mnie krzesło, po czym z pomocą kul poszedł po nasze dania.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakowało - powiedział, stawiając przede mną talerz makaronu z owocami morza.
- Sam to zrobiłeś?
- A jest smaczne?
- Tak.
- Więc zrobiłem to sam.
- Co ta za okazja? - zapytałam, przełykając kolejny kęs.
- Nie ma żadnej okazji. Po prostu chcę spędzić czas z moją cudowną dziewczyną. No i w tym twoim kobiecym magazynie napisali, że dziewczyny lubią takie rzeczy.
- Czytałeś moje magazyny? - zapytałam, parskając śmiechem.
- Ej, nie śmiej się. Nie miałem co robić w domu. Poza są tam świetne artykuły - powiedział całkiem poważnie.
- Po prostu udam, że tego nie słyszałam, a twoja męskość na tym nie ucierpiała.
- Ha Ha Ha Bardzo śmieszne.
Wieczór minął nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Harry był taki uroczy, jak nigdy, a mi naprawdę się to podobało. Jedzenie było niesamowite i sama pochłonęłam dwie porcje. Harry przygotował też deser - czekoladowy suflet, który był tak dobry, że jego smak niemal nie doprowadził mnie do orgazmu.
- Dziękuję, Harry. Wszystko było idealne.
- Tak jak ty.
- Boże, Jeśli w ten sposób podrywałeś wszystkie dziewczyny, to nie wiem dlaczego kiedykolwiek byłeś w związku.
- Myślę, że chodziło im o mojego gigantycznego kutasa.
- Nie, to na pewno nie to.
- Ej, ranisz moje ego.
- Kochanie, ja go nie ranię, Ono już dawno jest zranione - zaśmiałam się, a on posłał mi złowrogie spojrzenie.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, pijąc wino i rozmawiając. Już zapomniałam, jak cudownie jest spędzać czas na randce.
- Zatańczymy? - zapytał, kiedy z głośników zaczęłam płynąc melodia Thinking out loud - Eda Sheerana.
- Masz złamaną nogę, zapomniałeś?
- To wolny. Będziemy się po prostu kołysać.
Wstaliśmy od stołu i weszliśmy na środek salonu, gdzie było trochę wolnego miejsca. Harry objął mnie w tali, a ja zarzuciłam ręce na jego ramiona. Oparłam głowę na jego ramieniu i kołysaliśmy się w rytm muzyki.
- Kocham cię tak bardzo, że sobie tego nie wyobrażasz - szepnął do mojego ucha, a jego ciepły oddech otulał moją szyję - Przepraszam, że ostatnio byłem nie znośny, kochanie. Nie wiem, jak ze mną wytrzymałaś. Jesteś niesamowita. Codziennie dziękuje Bogu za to, że cię mam.
- Kocham cię, Harry.

________________________________________________
Wreszcie (mimo trudności) udało mi się napisać ten rozdział. Nic specjalnego sie tak naprawdę nie działo. Mimo wszystko mam nadzieję, że się wam spodoba. 
Przepraszam za zwłokę, ale naprawdę nie miałam pomysłu na ten rozdział. Pisałam go od zeszłego weekendu i nie mogłam go skończyć. Wreszcie jest. 
Może macie jakieś sugestie dotyczące tego fanfiction? Jakieś specjalne życzenia? Dajcie mi znać w komentarzach.
Pamiętajcie, że zależy mi na waszej opinii i naprawdę chcę wiedzieć co sądzicie. Napiszcie mi co sadzicie o rozdziale, bo to na prawdę motywuje.
  

~ Czytasz = Komentujesz ~



piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 36

Mam do was ogromną prośbę. Moglibyście zostawiać po sobie komentarze? Chcę po prostu wiedzieć, ile osób to czyta i jakie są wasze opinie. Przyjmuję krytykę, więc jeśli coś wam się nie podoba, to również możecie mi to napisać. Oczywiście lubię też te pochlebne komentarze :)
Jest mi na prawdę przykro, że pod ostatnim rozdziałem znajdują się trzy komentarze, podczas gdy na początku było ich po dziesięć. Czy robię coś nie tak?
Wiem, że dodaje rozdziały rzadko, za co niezmiernie mi przykro, ale mam na prawdę mało czasu. Na prawdę nie chcę was zawodzić.
Więc jeśli tylko możecie to zostawicie po sobie komentarz lub napiszcie mi na twitterze (@niallsabae) co sądzicie.
A teraz zapraszam na rozdział, ENJOY 
__________________________________________________
- Hej kochanie - powiedziałam, wchodząc do szpitalnej sali, w której leżał Harry.
Zrobiłam to, co zwykłam robić przez ostatnie trzy tygodnie. Odwiesiłam swój płaszcz, postawiłam dwa kubki kawy na szafce obok łóżka chłopaka, po czym wczorajszą, już zimną, kawę wyrzuciłam do kosza. Następnie usiadłam na krześle i nachyliłam się, alby złożyć pocałunek na miękkich ustach bruneta.
To była nowa taktyka, którą przyjęłam. Udawałam, że wszystko jest w porządku, że Harry nie jest w śpiączce i że życie toczy się dalej. Codziennie do niego przychodziłam i opowiadałam mu o swoim dniu, o tym co czuję. Wmawiałam sobie, że on mnie słucha. Lekarze na początku patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem, ale myślę, że teraz również oni wciągnęli się w tę "grę". Cóż, myślę, że to głównie dlatego, że nie chcieli mnie dołować, ale to pomagało.
- Miałam dzisiaj strasznie męczący dzień w pracy - zaczęłam, upijając łyk kawy. - Wszystkie spotkania ciągnęły się w nieskończoność, a na dodatek musiałam zjeść biznesowy lunch z tym starym dupkiem Frostem. Uh, jak ja go nienawidzę. Pieprzony skurwiel, nie chcę podpisać umowy z naszą firmą, bo uważa, że nie otrzyma z tego wystarczającej ilości zysków. To spotkanie zdecydowanie podniosło mi ciśnienie. Ale to jeszcze nic. Kimberly od rana chodziła jakaś spięta i ciągle popełniała jakieś błędy. Była tak rozkojarzona, że wylała na moją nową białą sukienkę kubek kawy! Kazałam jej wracać do domu, żeby nie sprawiała kłopotów, więc przez cały dzień nie miałam asystentki. Ledwo dawałam sobie radę. Dlatego przyszłam dzisiaj nieco później.
Przerwałam moją opowieść, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Obróciłam się i zobaczyłam lekarza, który wszedł do sali.
- Dzień dobry, doktorze.
- Dzień dobry.
- Co z Harry'm? Jakieś zmiany?
- Jego stan jest niezmienny. Niestety największy problem jest z jego złamaną nogą. Organizm nie funkcjonuje prawidłowo, więc kości nie chcą się zrastać. Jeśli w ciągu dwóch tygodni nie wybudzi się ze śpiączki, a kości nie zaczną się zrastać, będzie konieczna operacja. A jeśli operacja nie pomoże, będziemy zmuszeni amputować część kończyny*.
- Boże - czułam, jakby coś stanęło mi w gardle, a łzy zbierały mi się w kącikach oczy. - Nie możecie spróbować wybudzić go ze śpiączki w jakiś sposób?
- Zasadniczo, moglibyśmy to zrobić, jednak nie wiemy, czy jego organizm to wytrzyma. Jeśli byśmy go wybudzili, a jego serce nie byłoby w stanie działaś prawidłowo, mogłoby dojść do zgonu pacjenta.
Czułam się całkowicie bezsilna. Rozpłakałam się. Łzy spływały ciurkiem po mojej twarzy. Doktor posłał mi współczujące spojrzenie i pogłaskał mnie uspokajająco po plecach.
- Zostawię was samych - powiedział. - I proszę się nie martwić. On jest silny, da sobie radę. Na pewno niedługo się wybudzi. W końcu musi tęsknić za taką cudowną dziewczyną.
Posłałam mu lekki uśmiech, a on wyszedł z sali, zostawiając nas samych.

***
Zbliżała się dwunasta, a ja siedziałam u siebie w biurze, kończąc papierkowa robotę przed lunchem. Byłam umówiona z Zaynem, który miał zabrać mnie do jakiejś małej knajpki. Wstałam z fotela i rozprostowałam dłońmi ciemno zieloną sukienką, którą miałam na sobie. Ktoś zapukał do drzwi, a po chwili Kimberly weszła do środka.
- Pan Malik czeka na panią przed budynkiem.
- Proszę mu przekazać, że już schodzę - ruszyłam w stronę windy. - Oh, i... Kimberly? Kiedy mam kolejne spotkanie?
- O 14.
- Postaram się być na czas. Jeśli się spóźnię, zajmij ich czymś.
- Oczywiście.
Zjechałam windą na dół i opuściłam budynek firmy. Zayn stał oparty o swój samochód, paląc papierosa. Podeszłam do niego, a on wyrzucił papierosa na ziemię, przydeptując go butem.
- Cześć słoneczko.
- Hej Zayn.
- Jak się trzymasz? Co z Harry'm?
- Nie jest najlepiej - powiedziałam smutno, a on rozłożył ręce, aby mnie przytulić.
Wtuliłam się w niego, a on mocniej przyciągnął mnie do siebie. Obejmował mnie, a jedną ręką głaskał uspokajająco moje plecy.
- Nie martw się. Znam go wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że nigdy się nie poddaje.
- Obyś miał nadzieję - odparłam cicho, odsuwając się od niego. - Idziemy jeść?
- Jasne.
Po dwudziestu minutach jazdy samochodem dojechaliśmy pod małą restaurację. Weszliśmy do środka i zajęliśmy mały stolik w kącie. Obydwoje zamówiliśmy ciepłą herbatę i spaghetti. Opowiedziałam chłopakowi dokładnie o stanie Harry'ego.
- Nie wiedziałem, że jego stan jest taki poważny - powiedział zmartwiony.
- Sama też się tego nie spodziewałam. Niestety. Pozostaje mi tylko wierzyć w to, że niedługo się wybudzi i wszystko będzie dobrze.
- Grunt to pozytywne myślenie - stwierdził i wrócił do jedzenia.
Siedzieliśmy tak jeszcze przez godzinę, jedząc, śmiejąc się, żartując. Spędziliśmy czas na prawdę miło. Przez chwilę zapomniałam o problemach zdrowotnych mojego chłopaka i cieszyłam się z tego. Niestety to było chwilowe. Po lunchu wróciłam do pracy, starając skupić się na tym, co miałam robić. Jednak ciągle myślałam o Harry'm i próbowałam zapewnić sama siebie, że wszystko będzie w porządku.

***
Dzisiaj pierwszy lutego - urodziny Harry'ego. Jak codziennie, przyszłam do szpitala. Przyniosłam ze sobą tort urodzinowy, którego chłopak i tak nie zje, ale w końcu to jego urodziny i nawet jeśli jest w śpiączce, należy mu się tort.
Weszłam do sali, pocałowałam chłopaka i zaśpiewałam mu ciche sto lat.
- Masz już dwadzieścia cztery lata** staruszku - westchnęłam się i zgarnęłam włosy z jego twarzy - Przyniosłam ci tort. Wygląda na prawdę dobrze. Cóż, w końcu to nie ja go piekłam. Chyba go spróbuję. Ty i tak go nie zjesz.
- Czy jest czekoladowy? - usłyszałam zachrypnięty, cichy głos, przerywający moją paplaninę. 
- Co? - zapytałam zszokowana, rozglądając się dookoła, ale nikogo nie było.
- Czy ten tort jest czekoladowy?
- Harry? Obudziłeś sie? - spojrzałam na chłopaka, który właśnie otworzył oczy. - O mój boże! Kochanie, tak się cieszę. 
Pochyliłam się nad nim, aby go przytulić i obcałowałam jego twarz. Chłopak syknął z bólu, co dało mi do zrozumienia, że zbyt mocno go do siebie przyciągnęłam, więc się odsunęłam.
- Gdzie jestem? - zapytał, rozglądając się dookoła. 
- W szpitalu.
- A ty kim jesteś? - kiedy tylko to usłyszałam, moje serce jakby przestało bić.
- Nie rozumiem, Harry. O co ci chodzi?
- Harry? Tak mam na imię?
- O mój Boże. To nie może być prawa - wymamrotałam sama do siebie. - Muszę iść po doktora. teraz.
Gwałtownie podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę drzwi.
- Emma, uspokój się - usłyszałam głos Harry'ego i odwróciłam się, żeby zobaczyć jego twarz pokrytą głupkowatym uśmieszkiem -  Żartowałem.
- Ty pieprzony dupku. Myślałam, że dostanę zawału. Uważasz, że to zabawne.
- Cóż, w zasadzie to całkiem śmieszne - zaczął się śmiać, a ja po chwili do niego dołączyłam. 
Wróciłam na moje krzesło i chwyciłam dłoń chłopaka. 
- Pamiętasz, dlaczego tu jesteś?
- Niestety tak. Chociaż wolałbym usunąć to z pamięci. 
- Tak strasznie mi przykro. Jeśli chcesz, żeby odeszła to po prostu powiedz. Na prawdę nie chciałam cię ranić. Przepraszam, tak strasznie przepraszam. 
- Kocham Cię - powiedział, przerywając mi. - Po prostu zapomnijmy o tym. A teraz chodź to i mnie pocałuj, żebym jak najszybciej wymazał to wspomnienie z pamięci. 
Przybliżyłam się do chłopaka i ujęłam jego twarz w dłonie. Przywarłam do niego swoimi ustami, a on oddał pocałunek. Całowaliśmy sie no stop. nie biorąc nawet przerwy na oddech. Przerwał nam dopiero lekarz, który wszedł do sali. 
- Widzę, że ktoś tu się obudził - powiedział głośno, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Na to wygląda - westchnął Harry.
- Niezmiernie się cieszę, panie Styles, że jest pan już z nami. Jednak prosiłbym, żeby pan się jeszcze nie przemęczał - wskazał palcem na mnie, a moje poje policzki lekko się zaróżowiły. - Wyniki są w normie. Jutro wykonamy szczegółowe badania. Teraz zostawię was samych, pańska dziewczyna na prawdę długo na pana czekała. Oh, i przy okazji - wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. 
Doktor wyszedł z pomieszczenia, a my popatrzyliśmy się na siebie. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Mój Harry nareszcie się obudził i jest tu ze mną.
- Może się położysz? Pewnie jesteś zmęczony - zasugerowałam z troską.
- Na pewno nie idę spać. W ostatnim czasie na prawdę dużo spałem. 

________________________________________________

* Nie znam sie na medycynie, więc po prostu wymyśliłam tą sytuacją z niezrastającą się nogą. Wybaczcie, jeśli nie ma to sensu.
** Wiem, że Harry nie ma dwudziesty czterech lat, ale napisałam to na potrzeby opowiadania. Po prostu w tym fanfiction jest straszy niż w rzeczywistości. 

No i mamy za sobą rozdział 36. Mam co do niego mieszane uczucia, więc nie powiem wam, czy mi się podoba czy nie. Mam nadzieję, że wam tak. 
Na prawdę proszę was o opinie w komentarzach pod rozdziałem, na twitterze lub na wattpadzie. To dużo dla mnie znaczy i tylko motywuje do pisania.
PRZEPRASZAM za zwlekanie z rozdziałem, ale na prawdę nie miałam czasu (mimo świątecznej przerwy). Na prawdę się staram. Po prostu oprócz czasu, brakowało m także weny i spędziłam długie godziny nad pisaniem tego rozdziału.
DZIĘKUJĘ  za ponad 12 tysięcy wyświetleń! Nawet nie wiecie, jak się cieszę. Oby liczba komentarzy zaczęła odzwierciedlać liczbę wyświetleń. 

Przy okazji chciałabym zaprosić was do odsłuchanie MOJEGO COVERU, którego niedawno nagrałam. Mam nadzieję, że się wam spodoba i liczę na wasze opinie. 


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Do następnego xx


niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 35

Wbiegłam na oddział, starając się wymijać wszystkie pielęgniarki chodzące po korytarzu. Stukot moich obcasów odbijał się echem po całym piętrze. Uwaga ludzi skupiła się na mnie, ale się tym nie przejmowałam i po prostu chciałam wiedzieć, co z moim Harry'm. Wreszcie zobaczyłam dwóch rozmawiających lekarzy.
- Harry Styles - wydyszałam, starając się unormować oddech. - W której sali leży Harry Styles?
- Proszę się uspokoić - powiedział jeden z nich, a we mnie zawrzało.
- Mam się uspokoić? Żartuje pan? Mój chłopak miał wypadek i leży w tym cholernym szpitalu, a pan karze mi się uspokoić? - wykrzyknęłam, a on nic nie odpowiedział. - Gdzie do cholery jest Harry?
- Proszę pani - położył rękę na moim ramieniu, którą natychmiast strąciłam. - Pan Styles został zoperowany. Odniósł dość duże obrażenia, jednak jego stan jest stabilny. Chłopak został wprowadzony w stan śpiączki. Czekamy aż sie obudzi.
- Jak długo może potrwać ta śpiączka?
- Nie wiemy. Wszystko zależy od odporności jego organizmu.
- Jesteście pieprzonymi lekarzami, powinniście to wiedzieć!
- Robimy co w naszej mocy - odpowiedział spokojnie.
- Czy mogę go zobaczyć?
- Cóż, nie powinienem pani tam wpuszczać.
- Błagam, tylko kilka minut, muszę go zobaczyć.
- Dobrze, proszę za mną.
Ruszyłam za doktorem wzdłuż korytarza. Sala Harry'ego znajdowała się na jego końcu. Mężczyzna otworzył drzwi i gestem pokazał, że mogę wejść do środka. Było tam tylko jedno łóżko, na którym leżał mój Harry. Podeszłam bliżej, żeby zobaczyć jak wygląda. Jego brązowe loki były niedbale ułożone na poduszce. Na twarzy miał mnóstwo zadrapań i siniaków, przez co z trudem go rozpoznałam. Na nodze miał założony gips, a na rękach widoczne były szwy, zapewne od szycia ran. Wyglądał okropnie. 
Powoli wyciągnęłam z kieszeni płaszcza drżącą dłoń i tak delikatnie jak tylko umiałam, odgarnęłam włosy z jego twarzy, starając się go nie zranić. Opuszkami palców dotknęłam jego dłoni i potarłam ją kciukiem.
- Przepraszam - wyszeptałam, czując jak gula staje mi w gardle. - Przepraszam. Tak strasznie przepraszam. Nie zasługujesz na to cierpienie, kochanie.
Spojrzałam na niego ostatni raz i bez słowa opuściłam salę. Został sam, a towarzyszyły mu tylko odgłosy szpitalnej aparatury. Wychodząc ze szpitala wręczyłam lekarzowi spory plik pieniędzy, aby zadbał o jak najlepszą opiekę dla Harry'ego, po czym opuściłam budynek.
Harry cierpi, a to tylko i wyłącznie moja wina. Boże, nie zasługuję na niego.
Po raz kolejny obudziłam się w nocy przez ten sen. Od wypadku Harry'ego śniło mi się dokładnie to samo. Co noc. Nie płakałam. Nie miałam na to siły. Mimo tego, że na samą myśl o złym stanie chłopaka łzy zbierały mi się w oczach, nie potrafiłam uronić ani jednej z nich. Nie chciałam o tym myśleć. To bolało za bardzo.
W szpitalu byłam tylko raz. W dzień wypadku. Nie odwiedziłam go ani razu od tamtego czasu. Nie byłam w stanie patrzeć na jego cierpienie. Na cierpienie, które ja spowodowałam. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że patrzenie na cierpienie najbliższych osób, sprawia nam więcej bólu niż im. Nie wiem, kto wymyślił to zdanie, ale miał stuprocentową rację. Ilekroć chciałam go odwiedzić, przed oczami pojawiała mi się jego posiniaczona twarz i wiedziałam, że nie dam rady. To było coś w rodzaju wewnętrznej blokady.
Podobno stan Harry'ego się nie zmienił. Lekarz dzwonił do mnie dwa razy, żeby poinformować mnie o zdrowiu chłopaka i o tym, że zapewnił mu specjalną opiekę. Po drugim telefonie powiedziałam, żeby już nie dzwonił. Nawet słuchanie o bólu Harry'ego było dla mnie męką. Od tamtej pory nie wiedziałam nic. Odizolowałam się od niego. Ale może to dobrze? Może gdy wreszcie wybudzi się ze śpiączki będzie szczęśliwy? Ja nie będę już jego utrapieniem. Więcej go nie zawiodę.
Musiałam znaleźć coś, co pozwoliłoby mi chociaż na chwile zapomnieć o tej mojej osobistej tragedii. Dlatego rzuciłam się w wir pracy. W prawdzie nie siedziałam w firmie, ale Kimberly codziennie dostarczała mi dokumenty do domu, żebym mogła pracować w spokoju. W zasadzie moją asystentka była jedyną osobą, z którą się kontaktowałam. Nie miałam ochoty na spotkania z innymi ludźmi. Nie teraz. Praca w domu również posiadała swoje minusy, a w zasadzie jeden, ale ogromny minus. Mieszkałam w domu Harry'ego. I to było najgorsze. Nawet gdy próbowałam zapomnieć, dookoła otaczały mnie jego rodzinne zdjęcia lub nasze wspólne fotografie. Z jednej strony chciałam się stąd jak najszybciej wynieść, ale z drugiej strony czułam, że nie mogę tego zrobić. Nie byłam gotowa na opuszczenie tego mieszkania. Głównie dlatego, że wiedziałam, że opuszczenie tego domu oznaczać będzie zostawienie Harry'ego. A tego po prostu nie mogłam zrobić.
Zalałam kubek z kawą gorącą wodą i zamieszałam swój napój. Miałam na sobie getry i oversize'ową bluzę, a moje włosy były związane w wysokiego kucyka. Nie dbałam o to, jak wyglądam, bo i tak jedyną osobą, z którą się widywałam była Kimberly, która chyba zdążyła się przyzwyczaić do mojego aktualnego 'stylu'.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek - jedenasta dwadzieścia. Cóż, Kimberly powinna przyjść dopiero za godzinę, ale widocznie przyszła wcześniej. Ruszyłam w stronę przedpokoju, żeby otworzyć drzwi. Uchyliłam je i zobaczyłam przed sobą matkę Harry'ego.
- Anne? Cześć. Co tutaj robisz? - przywitałam ją zdziwiona.
- Emma, kochanie - powiedziała, szlochając i zamknęłam mnie w szczelnym uścisku. - Byłam u Harry'ego i postanowiłam sprawdzić, jak się trzymasz - wychlipała.
- Jest dobrze - skłamała, ale widząc jej minę stwierdziłam, że to nie miało najmniejszego sensu - Kogo ja oszukuję? Jest ciężko. Nie radzę sobie, Anne.
Kobieta jeszcze raz mnie przytuliła, głaskając mnie uspokajająco po plecach. Czułam wsparcie, które dawała mi w tym uścisku.
- Odwiedzasz go? - zapytała, patrząc na mnie z troską.
- Nie, nie jestem w stanie.
- Myślę, że powinnaś to zrobić.
- Wiem, ale po prostu nie mogę. Nie po tym, co mu zrobiłam. To wszystko moja wina. Tak bardzo go zraniłam - wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem, który zbierał się we mnie od chwili wypadku.
Odczułam pewnego rodzaju ulgę. Wszystkie emocje, które tłamsiłam w sobie, uwolniły się. Po prostu stałam, wtulając się w matkę Harry'ego i płakałam.
- Emma, kochanie, nie płacz. Harry jest silny i na pewno z tego wyjdzie. A ty musisz być silna dla niego.
- Boję się. Tak bardzo się boję, że on nie będzie chciał mnie już znać.
- On kocha cię za bardzo, żeby dać ci odejść. Poza tym wychowałam go dobrze i na pewno ci wybaczy, cokolwiek zrobiłaś.
- Obyś miała rację - westchnęłam, wycierając ostatnią łzę z policzka.
- Zawsze ją mam. A teraz weź sie w garść i jedź do niego. Harry cię potrzebuję. On walczy tylko dla ciebie.

***
Opatulona grubym szalem szłam korytarzem, prowadzącym do sali Harry'ego. Dotarłam do pomieszczenia, gdzie właśnie znajdował się lekarz. Weszłam do środka i odwiesiłam swój płaszcz na wieszak, stojący w kącie. Podeszłam do łóżka, na którym leżał Harry. Doktor spisywał coś z monitora dziwnego sprzętu, do którego podłączony był chłopak.
- Widzę, że postanowiła pani jednak przyjść - zwrócił się do mnie lekarz, przerywając swoje zajęcie.
- Tak. Co z nim?
- Stan pana Stylesa nie uległ zmianie. Wciąż jest w śpiączce, ale jego organizm walczy.
- Jest jakaś szansa, że wybudzi się w najbliższym czasie? - zapytałam z nadzieją.
- Szanse są zawsze, ale w tej sytuacji nie mogę pani nic obiecać.
- Dziękuje, doktorze.
- Gdyby miała pani jeszcze jakieś pytania, zapraszam do mojego gabinetu. A tymczasem zostawię was samych - powiedział i wyszedł.
Usiadłam na małym krześle koło szpitalnego łóżka i złapałam Harry'ego za dłoń. Niektóre rany i siniaki zdążyły się już zagoić od dnia wypadku, ale jego ciało wciąż było poranione.
- Bądź silny Harry - powiedziałam, kiedy łzy zaczęły spływać mi po policzkach - Jestem tu, kochanie. Obiecaj mi, że z tego wyjdziesz. Błagam, nie zostawiaj mnie.

______________________________________________

No i mamy rozdział 35. Nieskromnie mówiąc, strasznie mi się podoba i jestem z niego zadowolona. No może końcówka nie jest najlepsza, ale uważam, że to jeden z lepszy rozdziałów, które napisałam. Przepraszam, że jest taki krótki, ale starałam się go dodać teraz, żeby znowu nie zwlekać. Mam nadzieję, że wam również się spodobał ten rozdział i liczę na wasze komentarze.
Pisałam rozdział, zamiast przygotowywać się do próbnych, więc jak zawalę, to będzie wasza wina.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Do następnego xx

sobota, 29 listopada 2014

CHANGED NA WATTPADZIE

Z tego względu, że wiem, że dużo osób lubi czytać ff na wattpadzie, postanowiłam opublikować moje opowiadanie również tam.

Tu macie link: Changed na wattpadzie

Rozdziały dodaje stopniowo, więc niedługo powinny pojawić się tam już wszystkie i będziecie tam na bieżąco.

Pamiętajcie, żeby tam też zostawiać komentarze :)


Rozdział 34

*Perspektywa Harry'ego*
Pewnym krokiem przekroczyłem próg budynku Smith Corporation. Zostałem przywitany przez blondynkę w recepcji, która wydawała się być nad wyraz miła, po czy ruszyłem w stronę windy. Korzystając z wskazówek recepcjonistki, wcisnąłem numer szesnaście i czekałem, aż dojadę na górę. Usłyszałem charakterystyczny dla windy dźwięk, oznaczający osiągniecie wybranego przeze mnie piętra, więc wyszedłem, poprawiając przy tym swoją marynarkę. Zobaczyłem przy biurku młodą dziewczynę, więc postanowiłem zapytać, gdzie dokładnie jest biuro Emmy.
- Dzień dobry - powiedziała, uśmiechając się. - W czym mogę pomóc?
- Cóż, szukam biura Emmy... to znaczy pani Emmy Smith. Byłem umówiony.
- Mogę prosić pańskie nazwisko? - zapytała z uprzejmością w głosie.
- Styles.
- Oh, faktycznie. Dam znać szefowej, że już pan jest. Niech pan usiądzie i czeka.
Zająłem miejsce na jednym z foteli na korytarzu i nerwowo wystukiwałem butem rytm o podłogę. Po chwili dosiadł się do mnie jakiś chłopak. Mniej więcej w moim wieku.
- Czekasz na spotkanie z panią prezes? - zaczął ze mną rozmowę.
- Tak - odparłem szybko.
- Niezła z niej sztuka. Zadziorna i dość sukowata - powiedział, a we mnie aż zawrzało z emocji.
- Wygląda na miłą. Nie będę oceniał jej pochopnie - oznajmiłem przez zaciśnięte zęby.
- Przekonasz się. Tak w ogóle jestem Luke, a ty?
- Harry - przedstawiłem się, jednak nie uścisnąłem jego wyciągniętej do mnie dłoni.
- Więc Harry, gwarantuję ci, że spodoba ci się nasza szefowa.
- Cóż, nie wątpię w to.
- Na samą myśl o jej zgrabnym tyłku i tych pełnych ustach robię się napalony - powiedział, obleśnie oblizują wargi.
Kurwa, jesteś takim chujem Luke.
- Lepiej pilnuj swojego kutasa, bo moja dziewczyna z pewnością nie jest nim zainteresowana - powiedziałem, a jego twarz zbladła.
- Twoja KTO? Próbujesz mi powiedzieć, że Emma jest twoją pieprzoną dziewczyną?
- Tak i uwierz mi, że mój kutas jest jedynym, którym się interesuję - dodałem, a on już więcej się nie odezwał.
Kilka minut później ta sama dziewczyna, z którą wcześniej rozmawiałem, oznajmiła, że Emma czeka już na mnie w biurze, więc zabrałem swój płaszcz i wszedłem do środka. Dziewczyna stała przy oknie, rozmawiając przez telefon. Miała na sobie granatową spódniczkę, w którą włożyła białą koszulę z kołnierzykiem. Boże, wyglądała tak dobrze. Odniosłem wrażenie, że jest zdenerwowana, bo oczy zmrużyły się w charakterystyczny sposób. Najwidoczniej jeszcze mnie nie zauważyła, bo wciąż kontynuowała rozmowę. Podszedłem do niej od tyłu i objąłem ją w tali. Zacząłem składać delikatne pocałunki na jej szyi, na co dziewczyna odchyliła głowę z przyjemności.
- Muszę kończyć, panie Mitchel, proszę oddzwonić, jeśli zdecyduje się pan na naszą propozycję - powiedziała udawanym miłym głosem i skończyła rozmowę.
- Cześć kochanie - mruknąłem i  ją pocałowałem.
- Hej.
- Mam te dokumenty, o które prosiłaś, więc możesz je przejrzeć i mnie przyjąć - wyszczerzyłem się do niej głupio i podałem jej plik kartek.
- Skąd ta pewność że cię przyjmę? - uśmiechnęła się do mnie zadziornie.
- Kochasz mnie, to oczywiste.
- Nie schlebiaj sobie. Poza tym w pracy jestem przede wszystkim profesjonalistą - cmoknęła ustami w powietrzu i kontynuowała sprawdzanie dokumentów.
- Cóż, jest wielu kandydatów na to miejsce, a ty nie masz dużego doświadczenia w pracy - powiedziała kilka minut później. - Ale obydwoje wiemy, że przy tobie wymiękam i tak cię przyjmę.
- Dziękuję.
- Mam nadzieję, że będziesz profesjonalnie podchodził do tej pracy.
- To zależy - mrugnąłem do niej porozumiewawczo.
- Od czego?
- Od tego, jak bardzo nieprofesjonalne będzie pieprzenie cię na tym biurku - powiedziałem i przyciągnąłem ją da siebie.
- Myślę, że to bardzo nieprzyzwoite - wymruczała do mojego ucha i ponowiła pocałunek, wplątując ręce w moje włosy.
Wciąż się całowaliśmy, a ja powoli zacząłem rozpinać guziki od jej koszuli. Gdy tylko udało mi się rozpiąć je wszystkie, włożyłem rękę pod miseczkę jej stanika i delikatnie ścisnąłem jej pierś, drażniąc kciukiem sutek. Emma cicho jęknęła w moje usta, a ja wciąż robiłem to samo.
Nagle usłyszeliśmy, że ktoś otworzył drzwi, więc odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Dziewczyna odruchowo zaczęła zapinać koszulę, a ja odwróciłem się, żeby zobaczyć, kto wszedł do środka. Ujrzałem przed sobą tego irytującego bruneta.
Wspominałem już, jak bardzo nienawidzę tego frajera Luke'a?
- Ja.. uh przepraszam - zaczął się jąkać - przyjdę później. Chłopak szybko wyszedł w pomieszczenia, a my odetchnęliśmy z ulgą.
- O Boże - zaczęła lamentować - t o nie powinno się wydarzyć. On nie powinien tego zobaczyć.
- Ej kochanie, nie przejmuj sie typ dupkiem.
- A co jeśli wszystkim rozpowie? Wiadomości szybko się rozchodzą. Wszyscy będą o tym mówić.
- Uspokój się. Po pierwsze powiemy mu, żeby nikomu o tym nie wspominał, a pod drugie, nawet jeśli ktoś się o tym dowie, to co z tego? Gwarantuję ci, że większość twoich pracowników również uprawia seks, więc to nie jest nic wstydliwego.
- Masz rację, porozmawiam z Lukiem.
- A własnie! A propos Luke'a. Mogłabyś zakładać spodnie do pracy? Albo chociaż spódniczki za kolano.
- A jak to się ma do Luke'a? - zaśmiała się.
- On jest na ciebie cholernie napalony. A ty kusisz, kochanie.
- Cóż, on i tak nie ma u mnie szans.
- Mam nadzieję - powiedziałem i jeszcze raz złączyłem nasze usta.
- Koniec tych czułości. Mam pracę. A ty zaczynasz od jutra, więc dzisiaj możesz już wracać do domu.
- O której wrócisz? - zapytałem, odsuwając się od niej.
- Po siedemnastej. Możesz ugotować mi obiad, kochanie.
- Jasne.
- Więc do zobaczenia w domu - powiedziała i cmoknęła mnie w policzek.
- Do zobaczenia - ruszyłem w stronę wyjścia. - A i Emma?
- Co?
- Dzwoniłaś do tej firmy przeprowadzkowej?
- Tak.
- I jak się umówiliście?
- Mam spakować prywatne dokumenty i najważniejsze rzeczy, a oni zabiorą pozostałe rzeczy i przewiozą jutro pod twój adres.
- Świetnie. W takim razie wieczorem pojedziemy do ciebie, żebyś się spakowała.

***
*Perspektywa Emmy*
- Masz już wszystko? - zapytał Harry, siedząc na fotelu, podczas kiedy ja pakowałam rzeczy.
- Prawie. Zabiorę jeszcze zdjęcia z salonu i to wszystko - odparłam i chwyciłam kilka ramek. Wepchnęłam je do mojej małej walizki i szybko ją zasunęłam. Rozejrzałam się dookoła i sprawdziłam, czy zapakowałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. W mieszkaniu niby były wciąż te same meble i sprzęty, ale wydawało mi się jakieś puste. Czułam się z tym trochę dziwnie. To było coś jak wewnętrzny niepokój. Zupełnie nie wiem, dlaczego go odczuwałam.
- Harry?
- Tak, kochanie?
- Myślisz, że to nie za szybko?
- Nie, myślę, że to dobry czas na wspólnie mieszkanie.
- A co jeśli to się nie uda? Wiesz jacy jesteśmy, kłócimy się prawie cały czas i czasami nie możemy ze sobą wytrzymać. Co zrobię jak się pokłócimy i wyrzucisz mnie z mieszkania? Gdzie wtedy pójdę?
- Popatrz na mnie - poprosił i usadowił mnie na swoich kolanach. - Kocham cię, tak cholernie cię kocham. Uda nam się. Ja w to wierzę i ty też powinnaś. Będziemy mieli siebie na co dzień i to tylko wzmocni nasz związek. Damy radę - powiedział i cmoknął mnie w usta.
- Damy radę, wierzę w to - powtórzyłam cicho bardziej do siebie niż do niego.
Pół godziny później zamknęłam drzwi na klucz i pojechaliśmy do domu chłopaka. Zostawiłam dom, w którym spędziłam swoje całe dzieciństwo, aby zamieszkać i żyć razem z Harry'm.

*2 tygodnie później*
- Cześć Emma - powiedział wesoło Luke, kiedy wszedł do mojego biura.
- Hej.
- Gdzie Harry?
- Ma dzisiaj wolne. Musiał zostać w domu, żeby dopilnować ostatnich spraw związanych z przewożeniem moich rzeczy.
- Oh, więc wychodzi na to, że dzisiejszy lunch jemy wspólnie - uśmiechnął się do mnie, puszczając oczko, a ja po prostu zignorowałam tą próbę podrywu.
- Cóż, skoro musimy, ale stawiasz.
- Ej! Nie płacisz mi tak dużo, żeby było mnie wstać na dwa posiłki - zaśmiał się, a ja wytknęłam mu język.
- Zawsze możesz się zwolnić - powiedziałam, starając się brzmieć poważnie.
- To gdzie jemy?
- Myślę, że subway to dobra opcja.
- W takim razie o dwunastej idziemy jeść - oznajmił zadowolony,
- Tak, a teraz wracaj do pracy, bo faktycznie będę musiała pomyśleć nad zwolnieniem cię.
- Tak jest, szefie.
Nie wiem, jak można nazwać moją relację z tym chłopakiem. Odkąd pracuje u mnie w firmie, zaprzyjaźniliśmy się i zaczęliśmy sie dogadywać naprawdę dobrze. Chociaż odnoszę wrażenie, jakby Luke chciał mnie poderwać. "Przypadkowe" dotyki, puszczanie oczka, komplementy, to co ciągle robi, a zwłaszcza gdy nie ma Harry'ego. To nie tak, że go nie lubię. Broń Boże, uwielbiam tego chłopaka, ale nie jestem w stanie zaoferować mu czegoś innego niż przyjaźni.
Czas do południa minął mi bardzo szybko. Pojawiłam się na dwóch spotkaniach, podpisałam masę dokumentów i odbierałam telefony od Harry'ego, który nie wiedział, gdzie poukładać moje rzeczy. Dokładnie minutę przed dwunastą do gabinetu wszedł Luke.
- Gotowa?
- Jasne - założyłam swój płacz i razem wyszliśmy z biura.
Subway znajdował się jakieś dziesięć minut drogi piechotą od budynku, więc poszliśmy na nogach. Po krótkim spacerze, podczas którego okropnie zmarzliśmy, dotarliśmy na miejsce. Zamówiliśmy trzydziestocentymetrowe kanapki i usiedliśmy przy stoliku w rogu sali. Jedliśmy, pijąc ciepłą herbatę i rozmawiając. Było naprawdę przyjemnie. Lubie spędzać czas z Luke'iem. Po czterdziestu minutach musieliśmy się zbierać, żeby na trzynastą być z powrotem w firmie.
Szliśmy ramie w ramie, śmiejąc się z naszych mało śmiesznych żartów i popychając się nawzajem. Kiedy dotarliśmy pod Smith Corporation przystanęliśmy na chwilę.
- Dziękuję za lunch, było naprawdę miło - powiedziałam.
- Musimy to powtórzyć. Jadę teraz do Grega, podwieźć mu te dokumenty, które mi dałaś.
- Dobra. Postaraj się wyrobić przed szesnastą, bo mamy spotkanie, na którym musisz być.
- Oczywiście.
- To do zobaczenie. Nie spóźnij się.
Chłopak pomachał mi i ruszył w stronę samochodu, ale po chwili się zatrzymał i wrócił do mnie, mówiąc pod nosem "dłużej już tak nie mogę" i wpił się w moje usta. Usiłowałam go odepchnąć, a gdy w końcu mi się to udało, Luke odbiegł, a ja usłyszałam za sobą dźwięk czegoś spadającego na ziemię. Odwróciłam się i zobaczyłam kwiaty i rozlaną kawę na chodniku oraz odbiegającego Harry'ego.
- Harry! - krzyknęłam - Harry! Poczekaj! Wszytko ci wytłumaczę!
Krzyczałam tak, dopółki nie zobaczyłam go odjeżdżającego z piskiem opon. 
- Cholera - przeklęłam pod nosem, udając się do budynku firmy - Dlaczego coś zawsze musi się spieprzyć.

***
- Panno Smith - powiedziała Kimberly, wchodząc do mojego gabinetu.
- Kimberly, mówiłam ci, żebyś odwołała wszystkie spotkania i zostawiła mnie w spokoju.
- Tu chodzi o coś ważnego.
- No dobrze - westchnęłam - mów, tylko szybko.
- Dzwonili ze szpitala, pan Styles miał wypadek.
I nawet nie wiem kiedy, moje oczy wypełniły się łzami.

_______________________________
I BUM JEST DRAMA.
Jak myślicie, z Harrym to coś poważnego? Sama się o niego martwię. 
Co myślicie o rozdziale? Podoba wam się? Według mnie jest taki sobie, ale musiałam jakoś dojść do tej dramy.
LICZĘ NA WASZ KOMENTARZE I SZCZERZE OPINIE.
Tak przy okazji to PRZEPRASZAM za zwłokę z rozdziałem, ale naprawdę mam mało czasu, a przede mną w grudniu próbne, więc muszę się przygotowywać. Postaram się dodać rozdział do dwóch tygodni, ale nie mogę tego zagwarantować. Obiecuję, że podczas przerwy świątecznej wszystko nadrobię.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Do następnego xx